środa, 2 marca 2011

Wspomnienie....


Nieuchronnie zbliża się kolejna rocznica śmierci Bogumiła Olszewskiego artysty malarza... przyjaciela. Pamiętam wiele rozmów na tematy szeroko pojętej sztuki i tego „coś” co często kryje się między słowami. Bogumił był osobą nie tuzinkową … sam o sobie mawiał „Bo-goja”. Słowo, w którym kryło się jego bycie Bogobojnym i znana od lat fascynacja Goyą... Choć nie należał do ludzi z łatwym charakterem (pewnie jak większość artystów) charakteryzował się gołębim wrażliwym sercem. Dobrotliwy a w kontaktach z ludźmi....? Hmmm... potrafił być równocześnie duszą towarzystwa ale także człowiekiem zupełnie obok - nie narzucającym się swoją osobą … uczestniczący, inspirujący, dopingujący a jednak gdzieś obok. Pamiętam także takich, którzy w okresie jego wewnętrznego artystycznego buntu i zawirowań rodzinnych po prostu się go bali... czy lęk ten był uzasadniony...? Nie wiem. Minimalista w każdym calu. Takim większość z przyjaciół chce go pewnie zapamiętać. Pamiętam jak kiedyś odwiedziłem jego pracownio - mieszkanie. Widok z którym pozostanę do końca życia. Mimo że panował tam swoisty nieład czuło się atmosferę iście teatralnego artyzmu. Miał swoiste postrzeganie rzeczywistości, która otacza dzisiejszy świat technokratów... Patrzę czasami na jego prace i zastanawiam co chciał powiedzieć z czym chciał się podzielić... na to pytanie odpowiedzi już nigdy nie usłyszymy. Pozostały nam jego obrazy, grafiki, wiersze... no i naturalnie wspomnienia. Do końca życia zapamiętam lekcje plastyki w liceum które prowadził w sposób... hmm oryginalny ? W tej jaskini sztuki, którą nazywał klasę licealną...! Podzielę się jeszcze na koniec pewną refleksją, która przychodzi mi zawsze jak wracam do jego twórczości stanowiącej dla mnie pewnego rodzaju „otrzeźwiacz”... Zawsze kiedy zastanawiam się nad forma i treścią jego prac odzyskuję swoistą równowagę wewnętrzna... czy bierze się to z jego środków wyrazu czy z surowego traktowania spraw życiowych tego nie wiem jedno jest pewne: nie można obok spuścizny i prac Bogumiła przejęć zupełnie obojętnie. Przynajmniej ja tego nie potrafię !!!
 Kapliczka
Coś mnie tknęło, więc
wcześniej wyszedłem
jakbym już przeczytał to
-przyjdź o 14:30.
U wejścia zadzwoniłem
na mszę rodzinną
i zacząłem piąć się w górę;
siedziałaś na schodach
jak smutny świątek
przy drodze,
który wtem się rozpromienił
- wyjeżdżasz gdzieś?
- nie, przyjeżdżam.
Jeszcze próbowałaś
chować za siebie
resztki niedopowiedzeń,
być może żalu,
łez przeze mnie wylanych,
ale już blikiem radości
rozbłysły się Twe oczy.
Mój świątku,
wysłuchaj modlitwy
grzesznika:
- skoro stanęłaś
na mojej drodze,
przez ciebie
po twych schodach
zaprowadź mnie
do Boga.